Wybiła godzina 19. Siedziałam z Yuną za sceną a chłopcy rozpoczęli swój pierwszy koncert w ramach trasy. Ciągle gapiłam się na mojego Boga seksu, który obdarzony był niesamowitym głosem. Podczas jego solówek mało zawału nie dostawałam. Sądzę, iż moja przyjaciółka przeżywa to samo na widok swojego mężczyzny. Do pełni szczęścia, brakowało mi jedynie stu procentowej pewności, że Minho mnie kocha. Ciągle myślałam o tych wiadomościach, o tych wszystkich połączeniach, które trwały niekiedy aż ponad godzinę. Minho musi mieć z tymi osobami dużo wspólnego. Musi je szczerze kochać. Jednak ja nie potrafię żyć ze świadomością że mój chłopak ma inną/inne. Coś we mnie pękło, i podczas piosenki "The reason " którą akurat śpiewali chłopcy, popłakałam się. Otarłam łzy spływające po moich policzkach. Zaczęłam gadać w myślach jaka ja muszę być beznadzieja, skoro on ma kogoś innego. Nie nawiedziłam swojego życia. Chciałam znaleźć się po tamtej stronie. Wstałam ze swojego miejsca i udałam się ku wyjściu gdy nagle usłyszałam głos zza moich pleców
- Tea, gdzie idziesz ?
- przewietrzyć się idę, głowa mnie boli - wydukałam z siebie spoglądając na Yune
- wrócisz przed końcem ?
- nie, udam się prosto do busa.
Włożyłam
słuchawki do uszu puszczając sobie muzykę. Było mi teraz bardzo ciężko. Najchętniej
to znalazłabym się teraz u boku mojej mamy i razem z nią wyczekiwać
narodzin brata, albo jeszcze chętniej, dołączyłabym do mojego kochanego
dziadka, który zmarł kilka lat temu. Byłam jego jedyną, najukochańszą
wnuczką. Tęskniłam za nim. Po drodze udałam się do apteki po jakieś
tabletki na ból głowy i na spanie, gdyż z zaśnięciem od kilku tygodni
jest mi bardzo ciężko. Następnie powędrowałam do naszego busa. Koncert
jeszcze trwał a ja czułam się coraz bardziej chujowo. Zaczęłam ryczeć,
rzucać się po łóżku i drzeć mordę wniebogłosy, że kocham go.
Wyjęłam
z kieszeni opakowanie tabletek na głowę i jakieś na spanie. Było ich
chyba ze 40 w sumie. Połknęłam je wszystkie, popijając wódką, która
akurat znajdywała się w barku. Zaczęło mi ciemnieć przed oczami, czułam
niesamowite zawroty głowy, a zarazem ulgę.
Otworzyłam
oczy i zobaczyłam nad sobą mężczyznę w białym fartuchu, który świecił w
moje oczy latarką. W gębie miałam jakieś rurki czy ki chuj. Zaczęłam się
rozglądać i wszędzie widziałam jakieś urządzenia. do mojej klatki
piersiowej były przyczepione jakieś gówna, które zdjęłam rękami.
- co pani wyprawia ? - spytał kolo ubrany jak sprzątaczka
- yyyyyy - kurwa, jeszcze brakowało mi tego że nie będę się mogła wysłowić
-
proszę nic nie mówić, ma pani w gardle rurki, które umożliwiają pani
oddychanie, jeśli chce pani coś powiedzieć, proszę napisać - podał mi
notesik i długopis
" dajcie mi w spokoju umrzeć " - napisałam i pokazałam facetowi notesik
-
widzę, że nie udana próba samobójcza - wyjęczał - niestety, teraz nikt
nie dopuści do tego, że odejdzie pani z tego świata. Będzie miała pani
nadzór psychologa.
"ja wam kurwa dam psychologa, wyciąg mi te rurki hydrauliczne z buzi i zostaw mnie samą" - znów pokazałam mu kartkę
- mogę panią zostawić samą. Musi pani odpocząć, ale za żadne skarby, nie rusza się pani z tego świata - odparł po czym wyszedł .
-Spierdalaj
chuju- pomyślałam po czym zaczęłam odklejać te
kabelki. Jedno urządzenie zaczęło strasznie piszczeć. Zanim się
zorientowałam, obok mnie zjawiła się pielęgniarka
- co pani najlepszego wyrabia ? - spytała przypinając do mnie kable.
Zaczęłam machać rękami i nogami. Niech ta kurwa mnie nie dotyka najlepiej. Pizda zaczęła drzeć morde
No
i kurwa przez tą cipe, zobaczyłam ostatnią osobę, której mi teraz było
potrzeba. Obok mnie zjawił się Minho. Widziałam że
jego twarz była blada i zmarnowana a w oczach widziałam łzy , strach i
niepokój.
- nie pozwolę ci odejść - wyjęczał po czym zalał się strumieniem gorzkich łez.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz